Ostatki postświąteczne ;)
Skorzystałam z kilkudniowego słomianego wdowieństwa (nikt mi się nocą nad głową nie plątał) i zakopawszy dziatwę pod kołderkami, włączałam którąś z ekranizacji Jane Austen (której ściegi ponoć drobne i równiutkie były) i szyłam... Tylko ja, koraliki, igły, nici i trochę XIX-wiecznych perypetii.
Brzmi jak tłum, ale było lepsze niż SPA!
A oto efekty:
Pierwsza zawieszka w kolorach Wasiuczyńskich. Lśni soczyście.
Druga klasyczna - krwiste rubiny w srebrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz