wtorek, 13 stycznia 2015

Kobalty na dekolt

Ostatki postświąteczne ;)

Skorzystałam z kilkudniowego słomianego wdowieństwa (nikt mi się nocą nad głową nie plątał) i zakopawszy dziatwę pod kołderkami, włączałam którąś z ekranizacji Jane Austen (której ściegi ponoć drobne i równiutkie były) i szyłam... Tylko ja, koraliki, igły, nici i trochę XIX-wiecznych perypetii. 
Brzmi jak tłum, ale było lepsze niż SPA!

A oto efekty:

Pierwsza zawieszka w kolorach Wasiuczyńskich. Lśni soczyście.




Druga klasyczna - krwiste rubiny w srebrze.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz